Springsteen i Wielki Piątek
Bruce Springsteen (fot: mat. prasowe)
Od jakiegoś czasu kusi mnie, żeby odwołać się do motywów biblijnych w twórczości Bruce’a Springsteena. Dziś jest chyba dobry moment. Podobno powstało na ten temat kilka pracy naukowych, a i sam zainteresowany wielokrotnie odnosił się do wpływu religii na swoją twórczość. Mieszkając obok kościoła, jako dziecko żył jego codziennym rytmem. Edukacja w katolickiej szkole zapewniła mu gruntowne katolickie wykształcenie i kilka… emocjonalnych traum.
Kiedy w 1996 r. przygotowywał się do koncertu w sali gimnastycznej swojej katolickiej szkoły, w związku z jakimiś rocznicowymi obchodami, zadzwonił do niego przyjaciel z pytaniem: - Po co tam wracasz? Chcesz się zemścić?, a Springsteen na to: - Nie, nie! … no może troszeczkę. Tamtego wieczoru, obok swoich największych przebojów, Boss zagrał piosnkę „Freehold”, w której jest mocna zwrotka na temat seksualnych frustracji wywołanych przez katolicką edukację. Po takim wstępie Springsteen zafundowała publiczności, pośród której siedzieli jego dawni nauczyciele, jeden ze swoich najbardziej sprośnych utworów „Red Headed Woman”. Polecam ten koncert. Jest dostępny na w serwisie Live.BruceSpringsteen.net.
Jednak w autobiografii, nawiązując do swoich religijnych przekonań stwierdził, że ktoś raz złapany w katolickie sidła nigdy się z nich nie uwolni. To czym Springsteen nasiąkł w młodości powracało systematycznie w jego piosenkach. Przy czym przywoływane w jego twórczości biblijne sceny przeszły głęboką analizę w duchu humanistycznym (albo jak mawia mój serdeczny przyjaciel „lewackim”). W efekcie otrzymujemy ciekawą interpretację kanonicznych historii chrześcijaństwa.
Mocnym przykładem jest dramat zawarty w tytule piosenki „Adam Raised a Cain”. Złamany własnym grzechem Adama wychowie własnego syna na mordercę. Plastyczny i wstrząsający obraz kogoś, kto nie poradził sobie z własnym grzechem i ciągnie w otchłań innych. Mroczna historia bez cienia miłosierdzia…
Bardziej optymistycznie interpretuje Springsteen nowotestamentową historię w piosence „If I Was The Priest”. Rzecz dzieje się na dzikim zachodzie. Chrystus obejmuje stanowisko szeryfa w grzesznym mieście i zaprasza narratora do pomocy w zwalczaniu zła. W miasteczku, w salonie „Św. Grall”, Maria podaje whisky, Duch Święty jest menadżerem rewii i pokazuje ludziom piękno, a Maria Magdalena nawraca grzeszników swoim ciałem. Ten obraz choć groteskowy i bluźnierczy nie jest kpiną, a motywy postaci są szczere i zgodne z oryginałem. Nastąpiła radykalna zmiana dekoracji, ale dramat pozostał ten sam.
Najważniejszym, w twórczości Springsteena, utworem religijnym (ja tak go odbieram) jest piosenka „Jesus Was an Only Son” z płyty Devils and Dust. Opowieść, w której centralnym motywem jest relacja rodzic-dziecko. To obraz matki, która towarzyszy męce jednaka. Obraz wypełniony empatią i troską, pełen prawdziwych ludzkich emocji. Boskie misterium w tym opisie schodzi na drugi plan w centrum jest cierpiąca matka i umierający człowiek. Choć w ostatniej zwrotce znajdziemy nadzieję w nieśmiertelnej duszy, to jednak nie równoważy ona ludzkiego cierpienia.
Ilekroć wracam do tego obrazu staje mi przed oczami inna biblijna scena. Abraham ofiarujący Izaaka. Choć dzięki swojej wierze Abraham wychodzi z próby zwycięsko, jest coś niepokojącego i głęboko nieludzkiego w jego bezgranicznym zawierzeniu woli Boga.
W swojej piosence Springsteen nadaje wydarzeniom Wielkiego Piątku czysto ludzką perspektywę. Patrzy na ludzki dramat ludzkimi oczami nie odbierając mu mistycznej wagi, nie kwestionując wiary jego uczestników i nie wątpi w powagę jego konsekwencji. Może, w taki dzień jak dziś, warto spojrzeć na tę scenę także z takiej perspektywy.