40 rocznica Born To Run

Kat.: Wiadomości Utw.: 25.08.2015 Wojciech Markos Markiewicz E-mail

Born To Run, trzecia i przełomowa płyta w dorobku Bruce’a Springsteena, ukazała się 25 sierpnia 1975 roku. Jak łatwo policzyć, w 2015 roku mija 40 lat od tego wydarzenia. Choć praca nad Born to Run szła opornie, to płyta odniosła ogromny sukces, a utwory takie jak „Thunder Road”, „Born to Run” i „Jungleland” Boss wciąż gra niemal na każdym koncercie...

Dwie pierwsze płyty Bruce’a Springsteena, choć ciekawe, ambitne i przychylnie ocenione przez krytyków i prezenterów radiowych (a w tamtych czasach ich zadanie się liczyło), nie sprzedawały się zbyt dobrze, a właściwie to sprzedawały się słabo. Debiutancki album Greetings from Asbury park, N.J., (ukazał się 5 stycznia 1973 roku) w pierwszym roku po premierze znalazł tylko 25 tysięcy nabywców, a na listy przebojów (60 miejsce) trafił dopiero w 1975 roku, gdy za sprawą Born to Run o Springsteenie zrobiło się naprawdę głośno.

Mimo, że pierwsza płyta sprzedawała się słabo, już 5 listopada 1973 roku do sklepów trafiła druga płyta Bruce’a Springsteena: The Wild, the Innocent & the E Street Shuffle. I ta płyta też nie sprzedawała się rewelacyjnie, choć odrobinę lepiej niż pierwsza. Podobnie jak „Greetings…” trafiła na listy przebojów (59 pozycja) dopiero w 1975 r.

Sprzedaż obu pierwszych płyty Springsteena, do chwili premiery trzeciego i przełomowego Born to Run, nie przekroczyła 90 tysięcy egzemplarzy. Nie powinno więc dziwić, że album Born to Run powstawał w dość ciężkiej atmosferze. Wprawdzie ludzie z Columia Records przypuszczalnie spisali Springsteena na straty i nie mieli zbyt wielkich oczekiwań co do jego trzeciej płyty, ale sam artysta miał świadomość powagi sytuacji. Bruce w jednym z wywiadów, udzielonych już kilka lat po premierze Born to Run, tak wspominał pracę nad płytą: - To mnie zabijało, to było jakieś barbarzyństwo. Nienawidziłem tego. Nie mogłem tego znieść. To była najgorsza, najtrudniejsza, najbardziej nędzna rzecz jaką musiałem zrobić… Boss twierdził też, że płyty tak entuzjastycznie przyjętej przez fanów, początkowo wręcz nie znosił. W jednym z wywiadów miał powiedzieć, że podczas kilku pierwszych przesłuchań gotowej płyty wprost jej nienawidził…

Tak na marginesie - słowa Springsteena opisujące jego męczarnie podczas nagrywania BTR, potwierdzają regułę, że najwięksi artyści tworzą swoje największe dzieła właśnie wtedy, gdy cierpią i walczą ze sobą lub otaczającym światem, a nie wtedy gdy pławią się w luksusach… Można w tym miejscu np. przypomnieć dwie mniej udane płyty Human Touch i Lucky Town nagrane po przenosinach Bossa do Kalifornii.

Być może początkowa niechęć Bossa do płyty spowodowana była również tym, że gdy powstawała Born to Run w ekipie Bossa doszło do dużych i poważnych zmian. Podczas prac nad płytą Springsteen zrezygnował z usług Mikea Appeala – dotychczasowego managera i współproducenta pierwszych dwóch albumów. Jego miejsce zajął Jon Landau, który w maju 1974 r. jeszcze jako krytyk muzyczny w jednej ze swoich recenzji napisał słynne: „Zobaczyłem przyszłość rock and rolla. Nazywa się Bruce Springsteen”. Za namową Landaua ekipa zmieniła studio nagraniowe, uznając że 914 Sound Studio preferowane przez Appeala jest zbyt słabe. Rozstanie Bossa i Appeala było burzliwe i skończyło się ciągnącym się przez kilka lat procesem, a obaj panowie przestali ze sobą rozmawiać na długie lata. Jednak czas leczy rany i dziś Bruce i Mike czasem ze sobą rozmawiają...

Oprócz zmiany managera Bruce dokonał też kilku roszad w zespole. Odeszli Ernest „Boom” Carter (perkusja) i David Sancious (insr. klawiszowe), a na ich miejsce pojawili się: Max Weinberg i Roy Bittan. Jedynym utworem na Born to Run, w którym zagrali Ernest „Boom” Carter i David Sancious jest… utwór tytułowy, nagrany jeszcze w sierpniu 1974 r., w tym samym studiu co poprzednia płyta.

Kolejne utwory już pod producenckim nadzorem Jona Landaua powstały w Record Plant w Nowym Jorku, a inżynierem dźwięku był Jimmy Iovine. Po raz pierwszy na płycie Springsteena pojawia się też „Miami” Steve Van Zandt, który grał z Bossem jeszcze w Steel Mill… Choć na płycie Born to Run Steve Van Zandt zaśpiewał tylko w chórkach do „Thunder Road” (razem z Royem Bittanem i Mikem Appelem) i zaaranżował sekcję dętą w „Tenth Avenue Freeze-Out”, to jeszcze przed rozstaniem z Appealem, Bruce ogłosił managerowi, że „czas dopisać chłopaka do listy płac – oto nasz nowy gitarzysta…”. Dodajmy tylko, że gdy Boss komunikował managerowi, że Steve dołącza do zespołu, główny zainteresowany był wciąż managerem, producentem i basistą w Southside Johnny & the Asbury Jukes.

Bez wątpienia Born to Run okazała się dla Springsteena płytą przełomową, ale po jej premierze Bruce wcale nie miał już tylko "z górki", łatwo i przyjemnie. Między innymi za sprawą procesu z byłym managerem na kolejną płytę "Darkness on the Edge of Town" fanom przyszło czekać aż trzy lata.

Odsłony: 2470