„Used Cars” z płyty Nebraska
Asbury Park (Fot. Paweł Rost)
Mam wiele marzeń związanych z samochodami, ale żadne z nich nigdy nie było pragnieniem ich posiadania.
Tak naprawdę nie znam się na samochodach. Kiedy byłem dzieckiem w moim domu ich nie było. Nikt nie miał prawa jazdy. Przejażdżka autem była wydarzeniem. Samochody, które pamiętam z tamtych czasów nie były ładne. Ich wnętrza pachniały tytoniowym dymem, a skajowe siedzenia odparzały tyłek. W kabinie pełno było ślusarskich narzędzi, śrubek, drutów i innych męskich rzeczy. To były samochody, które zabierały mężczyzn do pracy. Najpierw tylko w nich siedziałem, na siedzeniu obok kierowcy, czekając aż ojciec wyjdzie z domu i pojedzie na popołudniową fuchę. Potem jeździłem już z nimi – zarabiać na wakacyjne wypady. Pamiętam dobrze te Żuki i Tarpany. Poobijane, brudne, a jednak ekscytujące. Kiedy jako nastolatek wsiadałem do wypucowanych Polonezów i Maluchów moich kolegów, nie mogłem uwierzyć, że samochód może pachnieć i lśnić, że można nim jeździć bez celu.
Nigdy nie miałem własnego samochodu, choć z wieloma byłem emocjonalnie związany. Całe życie jeżdżę tylko służbowymi autami. Te ostatnie nie wyglądają jak tamte z dzieciństwa. Są duże, bezpieczne i komfortowe. Piękne auta, na które mnie nie stać, ale to przecież nie ważne, bo i tak nie są moje. Tylko czasami trudno wytłumaczyć dzieciom, dlaczego to nasze auto, tak naprawdę nie jest nasze. Dla nich elegancki samochód jest przecież czymś zwyczajnym. Kiedyś przyjaciel w podobnej sytuacji zapytał filozoficznie: kim będziemy, kiedy pewnego dnia, zabiorą nam nasze luksusowe, służbowe samochody? To przecież tylko kwestia czasu. Myśląc o tym patrzę we wsteczne lusterko i zastanawiam się czy przypadkiem dzieciaki na tylnym siedzeniu nie nucą sobie: „kiedyś wygram główną nagrodę i nie będę już jeździł…” służbowym samochodem.
Używane samochody (Przekład: Maciej Ksiezycki)
Na przednim siedzeniu siedzi moja siostrzyczka z lodem w ręku
Mama siedzi sama z tyłu
Gdy ojciec próbuje powoli wyjechać z parkingu
Na jazdę próbną po Michigan Avenue
Mama pokazuje na swoją obrączkę
I obserwuje, jak sprzedawca zerka na ręce ojca
I mówi, że dałby nam zniżkę, gdyby mógł, ale naprawdę nie może
Ja, gdybym mógł, to wiem co bym zrobił
Tak, od tego dnia, gdy wygram na loterii, nie będę już jeździł używanymi samochodami
Z bliska i z daleka schodzą się sąsiedzi
Gdy podjeżdżamy naszym nowiutkim używanym samochodem
Jak ja bym chciał, żeby on dal z siebie wszystko i wydał głośny okrzyk
I powiedział im wszystkim, że mogą na do widzenia pocałować nas w dupę
Ojciec poci się w tej samej robocie od rana do rana
Ja chodzę do domu tymi samymi brudnymi ulicami, gdzie się urodziłem
Z daleka słyszę moją siostrzyczkę jak trąbi klaksonem z przedniego siedzenia
Ten dźwięk rozchodzi się echem po całej Michigan Avenue
Tak, od tego dnia, gdy wypadnie mój numer, nie będę już jeździł używanymi samochodami